Żaden czysty akt rozpaczy, żadna ad hoc eksplodująca desperacja nie odmieni losów naszego państwa. Wręcz przeciwnie – skonsumuje resztki społecznej energii i zwymiotuje je pod naszymi nogami.

          Ostatni dzień roku jest krawędzią prowokującą zarówno do obejrzenia się wstecz, jak i wspięcia na palce w celu dostrzeżenia tego, co nadchodzi. Obie te perspektywy zdają się dziś jednako ciemne, zastygłe w kamieniu niczym ofiary meduzowego oblicza beznadziejnie wyczekujące łez jednorożca.

 

           Co może uratować Polskę? Z pewnością nie sprawi tego żaden demokratyczny akt wyborczy. Wszystkie te, które miały miejsce w ostatnim ćwierćwieczu, tylko pogrążały ją w chaosie i w końcu uczyniły z niej żałosną karykaturę państwa. Nie wolno liczyć na zbiorową mądrość systematycznie demoralizowanej większości. Ta nie jest w stanie wybić się na niezależność myślenia i zerwać z hipnotyzującą wszechwładzą potęgi panującego systemu. Kolejny raz znajdzie to potwierdzenie w wynikach zbliżających się wyborów samorządowych i tych do tzw. Parlamentu Europejskiego. Nie łudźmy się: statystyczny Kowalski w 2014 r. znów nie odda głosu na nie znanych mu szlachetnych patriotów, ale na celebrycką zgraję szumowin.

 

           Skoro nie demokracja, to co? Całkiem teoretycznie można wyobrazić sobie zamach stanu. Tylko kto i jakimi siłami mógłby go w Polsce przeprowadzić? Wojska nie mamy, charyzmatycznych pułkowników bądź generałów również. Zgoda, to bieda może Polaków w końcu wyprowadzić na ulice, ale to nie ulica wykreuje liderów tłumu. System już takich posiada i darując masom kolejny miraż ujawni ich w odpowiednim momencie. Żaden czysty akt rozpaczy, żadna ad hoc eksplodująca desperacja nie odmieni losów naszego państwa. Wręcz przeciwnie – skonsumuje resztki społecznej energii i zwymiotuje je pod naszymi nogami.

 

           Kierunek jest jeden: wielkopolski patriotyzm z przełomu XIX i XX w. zespolony z zaangażowaniem politycznym wzorowanym na mądrości Narodowej Demokracji z lat 1905-1919. Tylko te dwa pierwiastki stopione w jednym duchu i pragnieniu będą w stanie wygrać niepodległość Polski w nieuchronnie zbliżającym się konflikcie rosyjsko-niemieckim, który zdemoluje dotychczasowy, trzymający nas w szachu, układ sił w Europie. Powrót do spółdzielczości oraz misyjności przedsięwzięć gospodarczych, wsparte patriotyzmem konsumpcyjnym, już dziś umożliwią rozpoczęcie procesu przejmowania kontroli nad podmiotami państwowotwórczymi. Nie brakuje nam ludzi mądrych i doświadczonych, których kreatywność może poderwać do lotu wszystko to, co na tę chwilę wydaje się niepotrzebne i przegrane. Pierwszym takim poligonem stanie się niebawem pogranicze Wielkopolski i Pałuk, na którym wyrośnie spółdzielcza enklawa, która za punkt odniesienia weźmie lekcję daną przez Dezyderego Chłapowskiego, Hipolita Cegielskiego, księży Adamskiego i Wawrzyniaka. Warunek powodzenia jest jeden: wszystkie ręce na pokład!